środa, 30 marca 2011

Ah jak ja dawno nie pisałam...Już zapomniałam jak to się robi. ;)
Tak więc w niedzielę po raz kolejny umierałam. Coś mi zaszkodziło, a co za tym poszło? Wymioty...ale i tak w poniedziałek poszłam do szkoły, bo musiałam pisać kartkówkę z matematyki...tragedia! Matko, jak ja nienawidzę matematyki. Po tej udręce przyszedł czas na kolejną- kościół. Rekolekcje. Zaszłam do kościoła i tam czekałam na resztę ludziów. Najpierw zjawił się Tobi, potem Kamila i Kaka i to byli wszyscy. Usiadłyśmy z tyłu. Wygodnie się rozsiadłam i zasnęłam na 30 minut, o tyle to trwało. Nie wiem jakim cudem ksiądz w tematu u punkowym księdzu przeszedł na stworzenie świata? To jedyne co pamiętam. Potem pojechałam do Zabrza i 199 wróciłam do domu. Obejrzałam Burleskę. W tle leciała muzyka Mansona przynajmniej taką przypominała.


We wtorek już nie poszłam na rekolekcje. Siedziałam cały dzień w domu i nie robiłam absolutnie NIC. Dzisiaj jechałam do Zabrza, do sklepu z art. papierniczymi Grafpis po biały tusz dla Łajzy. Kupiłam i wróciłam. Przyszedł czas na formatowanie komputera. Przeniosłam wszystkie ważne pliki na dysk d i zaczęłam naukę.
Całkiem łatwo poszło, nauczyłam się jak formatować komputer. ;) Nic prostszego. ;P

Mój aparat powrócił do życia. ;) Ale musiałam sformatować kartę...



Brak komentarzy: